Niebieski wiedzie na Koprowy Wierch a czerwony, którym podążamy-na Rysy. Początek szlaku Mostek za rozejściem szlaków Chwila przerwy Grań Baszt Rumowiska ok 1850 m n.p.m. Po przekroczeniu Żabiego Potoku szlak zaczyna meandrować zakosami, które pokonujemy całkiem sprawnie w towarzystwie innych turystów i nosicza , który podąża Rysy. Rysy (2499 m n.p.m) - najwyższy szczyt w Tatrach, na który prowadzi wytyczony ogólnodostępny szlak pieszy (najwyższym szczytem w Tatrach jest Gerlach (2655 m n.p.m), na który wejście jest możliwe jedynie z przewodnikiem). Szczyt znajduje się na granicy Polski i Słowacji, wejście jest możliwe zarówno od strony polskiej, jak i Najwyższa góra w Polsce przyciąga turystów. Prowadzi na nią bardzo trudny szlak. Najwyższa góra w Polsce to Rysy. Leży ona na polsko-słowackiej granicy. Rysy posiadają trzy wierzchołki. Dwa z nich znajdują się na Słowacji, a jeden w Polsce. Ma on 2499 m n.p.m., co czyni z Rysów najwyższą górę w Polsce. Wejście na Niżnie Rysy. Przez chwilę idę jeszcze za oznaczeniami czerwonego szlaku. Ścieżka wygląda podobnie do fragmentu kawałek przed Bulą – niezbyt równe kamienie w roli chodnika i sporo kruszyzny dookoła. Szlak na Rysy kawałek ponad Bulą. Pora zacząć wypatrywać miejsca, gdzie należy zejść ze szlaku. OPIS. Trekking w Tatrach Słowackich z wejściem na Rysy (2499 m n.p.m.), najwyższy szczyt Polski zaliczany do Korony Gór Polski. W ramach aklimatyzacji i rozgrzewki wjedziemy na Łomnicę (2634 m n.p.m.), drugi najwyższy (po Gerlachu) tatrzański szczyt i zejdziemy do Starego Smokowca. Po trekkingu będziemy relaksować się nad Szczyrbskim Dịch Vụ Hỗ Trợ Vay Tiền Nhanh 1s. Kolejna pozaszlakowa wycieczka w polskiej części Tatr. Tym razem wybieram się na trzeci najwyższy szczyt naszego kraju – mierzące 2430 metry Niżnie Rysy. Przy okazji, odwiedzam też położoną w pobliżu wierzchołka Tomkową Jaskinię. Nie da się ukryć, że zaczęło mnie ostatnio ciągnąć do chodzenia poza szlakiem. Jakiś czas temu odwiedziłem Cubrynę, później Kończystą i po obu tych wycieczkach chciałem więcej. Cóż, to chyba naturalne, jeśli człowiek schodzi już niemal wszystkie znakowane trasy, lecz nadal ciągnie go w Tatry i pragnie odwiedzać nowe miejsca. Pomysł na kolejne wejście miałem już od jakiegoś czasu. Niżnie Rysy wydawały mi się atrakcyjnym celem, z ładnymi widokami oraz trasą bez trudności orientacyjnych i niezbyt wymagającą technicznie. W sam raz dla kogoś, kto dopiero zaczyna włóczyć się poza wytyczonymi ścieżkami. Pozostało więc tylko nauczyć się drogi oraz czekać na odpowiednie warunki pogodowe. Niżnie Rysy – podstawowe informacje Tak jak wspomniałem kilka akapitów wcześniej, Niżnie Rysy są trzecim pod względem wysokości szczytem leżącym na terenie Polski. Ustępują jedynie Rysom (2499 metry – polski wierzchołek) oraz Mięguszowieckiemu Szczytowi Wielkiemu (2438 m Góra ma cztery wierzchołki, oddzielone niewielkimi przełączkami, z których najwyższy mierzy i 2430 metry. Pozostałe to: południowy wierzchołek (2405 m) oraz Zadnia (2410 m) i Skrajna (2375 m) Turnia w Niżnich Rysach. Niżnie Rysy to bardzo ciekawy cel taternicki, na którego ścianach wytyczono wiele tras o różnym stopniu trudności. Nie jest to jednak góra wyłącznie dla wspinaczy. Na główny wierzchołek można również wejść dość łatwą trasą od Buli pod Rysami. Nie stwarza trudności technicznych ani orientacyjnych, a w skali taternickiej jest wyceniona na 0 (czyli „bardzo łatwa”). Należy mieć jednak na uwadze, że jest to skala dla osób wspinających się. W rzeczywistości jest podobnie, jak na normalnym szlaku na Rysy od polskiej strony. No, może nieco mniej używa się rąk, ale za to nawierzchnia jest o wiele bardziej krucha. Do tego dochodzi konieczność długiego dojścia do Buli pod Rysami od schroniska nad Morskiem Okiem bądź z Palenicy Białczańskiej. Po słowackiej stronie góry, kawałek pod przełączką między głównym a południowym wierzchołkiem, znajduje się Tomkowa Jaskinia – niewielka grota skalna o płaskim dnie, którą od czasu do czasu taternicy wykorzystują jako miejsce do spania. Choć Niżnie Rysy leżą poza szlakiem, można na nie wejść całkowicie legalnie. Jedynym wymaganiem jest umieszczenie odpowiedniego wpisu w książce wyjść taternickich znajdującej się na pierwszym piętrze schroniska nad Morskim Okiem. Jeśli będziemy iść najprostszą, opisywaną w tym tekście drogą, sprzęt wspinaczkowy będzie zbędny. Ze względu na kruchy teren, warto zabrać jedynie kask. Poza tym, można iść tak, jak na każdą inną wycieczkę po Tatrach Wysokich. Na koniec jeszcze kwestia ubezpieczenia. Co prawda, na szczyt wchodzi się od polskiej strony, jednak wierzchołek leży na granicy ze Słowacją. Dodatkowo, jeśli będziemy chcieć zajrzeć do Tomkowej Jaskini, wtedy schodzimy już kilkadziesiąt metrów za granicę. Ewentualny wypadek może więc skutkować kosztowną akcją ratunkową. Warto zatem rozważyć zakup odpowiedniej polisy ubezpieczeniowej. Opis wejścia na Niżnie Rysy Dojazd z Krakowa Dziś opcja autobusowa, bo jest środek tygodnia i mimo świetnej, pewnej pogody, nikt inny nie chciał jechać. Wieczorem przygotowuję jedzenie i wcześniej kładę spać, by złapać możliwie dużo snu. Budzik dzwoni 3:30. Zrywam się, ogarniam co trzeba, pakuję plecak i wychodzę w domu, udając w stronę dworca autobusowego w centrum miała. Jakieś 30-40 minut później jestem na miejscu. Celowałem w kurs startujący o 4:58, jednak gdy wszedłem na płytę, zobaczyłem jakiś inny autobus właśnie opuszczający stanowisko. Co to? Tego nie było na rozkładzie. Ale skoro jest okazja pojechać nieco wcześniej, to oczywiście, że chcę skorzystać. Macham kierowcy, a ten bez problemu zatrzymuje się i wpuszcza na pokład. Ostatecznie, nie było warto. Autobus trochę się wlekł, a w dodatku zrobił jeszcze przerwę na stacji benzynowej, więc w Zakopanem jesteśmy praktycznie równo z późniejszym kursem, około 7:00. Wysiadam i idę zająć miejsce w busie jadącym do Morskiego Oka. Czekam kilkanaście minut aż się zapełni, a potem ruszamy w kolejną, trwającą nieco ponad pół godziny podróż. Z Palenicy do Morskiego Oka Do Palenicy docieramy około 7:45. Opuszczam busa, kupuję bilet w kasie przed wejściem do parku narodowego i rozpoczynam marsz w stronę jednego z najsłynniejszych polskich jezior. Jest prawie środek września, więc dni są coraz krótsze, lecz wciąż mam jakieś 11,5 godziny do zachodu słońca. Powinno spokojnie wystarczyć, by zrobić całą trasę za dnia. Drogę na Morskie Oko znam już praktycznie na pamięć. Myślę, że każdy zainteresowany Niżnimi Rysami ma podobnie, więc odpuszczę sobie dokładniejszy opis trasy. Pod schroniskiem melduję się około 9:15, po półtorej godzinie dreptania asfaltową drogą w tłumie innych turystów. Wchodzę do budynku, udaję na pierwsze piętro i tam, w pokoju na wprost, rejestruję swoją wycieczkę w książce wyjść taternickich. Leży na stoliku, otwarta, z długopisem obok. Wpisuję cel wycieczki, wybraną drogę (Niżnie Rysy, WHP 1041), datę i godzinę wyjścia, planowany czas powrotu oraz inicjały lidera zespołu (czyli swoje). Widzę, że dziś jestem na pozycji dwunastej, czyli mimo środa tygodnia, zainteresowanie wspinaniem wciąż jest spore. Standardowo, przeglądam inne wpisy. Dominują Mnich i Mięgusze, choć zauważam też jedną pozycję dotyczącą Niżnich Rysów. A więc będę miał towarzystwo. Niżnie Rysy widziane znad Morskiego Oka. Ponoć często mylone przez turystów z tymi „głównymi” Rysami. Podejście do Czarnego Stawu pod Rysami Po wyjściu ze schroniska, schodzę nad taflę jeziora i ruszam na jego przeciwny brzeg. Do wyboru mam dwie ścieżki: po lewej lub prawej stronie, obie oznaczone kolorem czerwonym i o mniej więcej podobnej długości. Postanawiam, że teraz pójdę wschodnim brzegiem, a wrócę po zachodniej stronie. Szlak po wschodniej stronie Morskiego Oka. W tle dobrze widoczne wszystkie Mięguszowieckie Szczyty oraz Cubryna. Ścieżka składa się z dużych, dość wygodnych bloków. Pomijając parę niewielkich, kilkumetrowych podejść, jest niemal płaska i marsz nią nie powoduje żadnego zmęczenia. Można się wręcz zrelaksować, ciesząc pięknym otoczeniem. Bo Morskie Oko, mimo swojej nie najlepszej opinii, to wciąż bardzo ładne miejsce! Kamienny chodnik stanowi znaczną większość ścieżki wokół Morskiego Oka. Dojście na drugą stronę jeziora zajmuje mi niecałe 20 minut. Tam, tuż za Czarnostawiańską Siklawą, obie ścieżki się łączą. Teraz już wspólnym wariantem prowadzą ku górze, nad brzeg innego pięknie położonego jeziora: Czarnego Stawu pod Rysami. Podejście jest początkowo łagodne, ale już po paru minutach zamienia się w strome zakosy. To najbardziej wymagający do tej pory odcinek. Wiem jednak, że to dopiero początek trudności, więc zwalniam i staram się oszczędzać siły. Nie chcę doprowadzić do sytuacji z Kończystej, gdzie przez parę godzin szło mi się świetnie, ale w okolicy szczytu „skończył się prąd” i ostatni odcinek pokonywałem już na zmęczeniu. W sumie, podobną sytuację miałem na Rysach zimą. Wniosek więc taki, że na wymagających trasach, lepiej po prostu oszczędzać siły nawet, gdy nie wydaje się to jeszcze konieczne. Początek podejścia do Czarnego Stawu pod Rysami. Szlak dość szybko robi się bardziej stromy i wymagający. Mija kolejne około 40 minut i staję nad brzegiem Czarnego Stawu. Stąd również nieźle widać Niżnie Rysy. I choć są bliżej niż, gdy oglądałem je stojąc pod schroniskiem, tutaj lepiej uświadamiam sobie, jaki kawał drogi mnie jeszcze czeka. Nad brzegiem Czarnego Stawu pod Rysami. Niżnie Rysy dominują w środkowej części zdjęcia. Czerwonym szlakiem na Bulę pod Rysami Po chwili przerwy na jedzenie, picie i jakże ważne w ten słoneczny dzień, posmarowanie się kremem z filtrem UV, ruszam w dalszą drogę. Jej pierwszy etap prowadzi lewym brzegiem Czarnego Stawu. Idzie się podobne, jak przy Morskim Oku, z tym, że tu kamienny chodnik jest nieco mniej równy i wymaga odrobinę więcej ostrożności. Wędrówka wschodnim brzegiem Czarnego Stawu pod Rysami. Na przeciwnym brzegu ścieżka zaczyna się wznosić. Najpierw łagodnie, później coraz stromiej. Teren, z trawiastego, stopniowo zmienia się w bardziej skalisty. Początkowo równy chodnik też traci swoją regularność i ewoluuje w luźno ułożone kamienie. Robi się po prostu trudniej. Niewielki wodospad widoczny w początkowym etapie podejścia na Bulę pod Rysami. Szlak niemal cały czas prowadzi w zacienionym terenie. Wyzwania są w zasadzie dwa. Pierwsze kondycyjne – podejście jest dość ostro nachylone i nie daje wielu miejsc do odpoczynku. Drugie natomiast wiąże się z nawierzchnią. Kamienie albo są mocno pokruszone, albo wyślizgane przez tysiące chodzących tędy osób. W dodatku, ze względu na niemal stałe zacienienie szlaku, to wszystko przeważnie jest mniej lub bardziej wilgotne, więc o poślizgnięcie nietrudno. Warto zachować ostrożność, bo wypadki zdarzają się tu dość często. Z biegiem czasu szlak odchyla się w lewo, odsłaniając widok na cztery wierzchołki Niżnich Rysów. Od tej pory będę je miał już cały czas w zasięgu wzroku. To właśnie między innymi dlatego, trasę na Niżnie Rysy uważa się za łatwą orientacyjnie. Cztery wierzchołki Niżnich Rysów widoczne podczas podejścia na Bulę. Po chwili dalszej wędrówki stromymi zakosami wkraczam na teren Kotła pod Rysami. Tu ciężko już o trawiastą nawierzchnię. Dominują piargi, tworzące surowy, wysokogórski krajobraz. Ścieżka wypłaszcza się, co pozwala na chwilę odpoczynku po wymagającym podejściu. Po lewej stronie mam Bulę – charakterystyczny skalny taras, gdzie co najmniej kilku turystów robi sobie dłużą przerwę. Skalne rumowisko w okolicach Buli pod Rysami. Bula pod Rysami (w prawej części zdjęcia, na granicy cienia). W oddali, nieco po lewej stronie, widać piękny filar Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego. Wejście na Niżnie Rysy Przez chwilę idę jeszcze za oznaczeniami czerwonego szlaku. Ścieżka wygląda podobnie do fragmentu kawałek przed Bulą – niezbyt równe kamienie w roli chodnika i sporo kruszyzny dookoła. Szlak na Rysy kawałek ponad Bulą. Pora zacząć wypatrywać miejsca, gdzie należy zejść ze szlaku. W opisach spotkałem się z dwoma wersjami: albo po pierwszym odcinku łańcuchów, albo jakieś 150 metrów przed wejście na grzędę, którą prowadzi letni wariant szlaku na Rysy. Czy chodzi o to samo miejsce? Szczerze mówiąc, nie wiem, ale chyba to nie ma zbyt dużego znaczenia. Niżnie Rysy mam non stop w zasięgu wzroku, a zbocze po lewej stronie wygląda cały czas podobnie, więc pewnie miejsce zejścia ze ścieżki nie ma większego znaczenia. Dochodzę do pierwszych łańcuchów i zatrzymuję się. Po lewej stronie widzę coś, co można by uznać za ścieżkę wydeptaną po kruchej, niemal żwirowej nawierzchni. Niby nie jest to „po pierwszych łańcuchach”, ale skoro ktoś tędy chodził, to pewnie i ja mogę spróbować. Szczególnie, że jestem sobie w stanie wyobrazić ścieżkę stąd do niemal samego szczytu. Trasa na Niżnie Rysy od momentu zejścia ze szlaku. Przebieg orientacyjny, możliwych jest wiele innych wersji. Skręcam i praktycznie od razu przekonuję się, że faktycznie trasa na Niżnie jest bardzo krucha. W niektórych momentach dosłownie kamienie osuwają się w dół po naciskiem buta. Choć nachylanie zbocza nie jest duże, moje tempo na tym odcinku mocno spada. Aha, teoretycznie czas wejścia na szczyt Niżnich Rysów od Buli pod Rysami wynosi 1 godzinę i 15 minut. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce. Przez parę minut męczę się na piarżystej ścieżce. Później trafiam w końcu na nieco łatwiejszy teren. Po prawej stronie widzę tłum ludzi zmierzających na Rysy. Oni pewnie też mnie widzą, jednak nikt nie wykazuje jakiejkolwiek oznaki zainteresowania gościem, który przed chwilą zszedł ze szlaku i idzie sobie nie wiadomo gdzie. Moje pierwsze wrażenie jest następuje: z jednej strony cały czas widzę, gdzie mam iść, ale kompletnie nie mam pojęcia, jaką wersję trasy wybrać. Rozglądam się za jakimiś kopczykami, ale na tym gruzowisku nie mogę żadnego dojrzeć. Idę więc tak, jak mi się wydaje, że ma sens. Wiem, że należy się kierować na przełęcz pomiędzy głównym a południowym wierzchołkiem, a trasa ma się lekko odchylać w lewo. Kojarzę też, z któregoś z opisów, że przy trasie powinien być jakiś mokry żleb. I faktycznie mam coś takiego po swojej lewej stronie, więc po prostu idę wzdłuż tego płytkiego rowu, starając się wybierać możliwie najmniej sypkie podłoże. W pewnej chwili zauważam u góry dwie osoby. Bez wątpienia, też idą na Niżnie i to najpewniej dokładnie tą samą trasą, co ja. Czyżby to ta dwójką, która również rano wpisała się do książki wyjść? Po chwili obserwacji widzę już, że idą dość wolno, więc kto wie, może ich jeszcze dogonię? Podejście jest łatwe orientacyjnie (kieruję się na przełęcz pomiędzy głównym a południowym wierzchołkiem), ale odbywa się po bardzo kruchym terenie. Przez chwilę idę wzdłuż płytkiego, nieco mokrego żlebu. Gdy żleb po lewej staje się płytszy, przechodzę na jego drugą stronę i kontynuuję podejście. Wyżej w sumie niewiele się zmienia. Cel nadal jest oczywisty, a poza wymagającą ostrożności nawierzchnią, żadne trudności nie występują. Im wyżej się znajduję, tym mniej widoczny staje się główny wierzchołek. W końcu zostaje z niego tylko niewielka, skalna igła, która jednak wciąż stanowi dobry punkt orientacyjny. Przebieg trasy w górnej części podejścia. Idę jeszcze kawałek i faktycznie, zgodnie z wcześniejszymi przypuszczeniami, doganiam tę również wchodzącą na Niżnie Rysy parę. Zamieniamy parę zdań, a później razem kierujemy w stronę przełęczy pomiędzy wierzchołkami. Wiem, że końcówka tej trasy ma dwa warianty. Można albo wspinać się aż do przełęczy i dopiero później skręć w lewo, by po niezbyt trudnej grani dotrzeć na szczyt, albo odbić w lewo kawałek przed przełęczą i nieco skrócić sobie drogę. Szczerze mówić, nie mam pojęcia, w którym momencie najlepiej zrobić ten skręt. To znaczy, nic się nie wyróżnia na tyle, żeby było oczywistą podpowiedzią. Teren jest tu tak jednorodny, że na dobrą sprawę, można by tam skręcić w dowolnej chwili, choć oznaczałoby to wpakowanie się w nieco bardziej stromy teren. Wybieramy więc marsz ku przełęczy. Dopiero kawałek przed nią jestem w stanie zidentyfikować niewielkie wgłębienie terenu, które jednoznacznie prowadzi na wierzchołek. Ten skręt znajduje się jednak tak blisko przełęczy (kilka, może kilkanaście metrów), że ostatecznie nie wiem, czy to jest wariant „po szerokiej grani” czy ten ze skrętem w lewo przed przełęczą. Droga na szczyt Niżnich Rysów. Zdjęcie z przełęczy pomiędzy głównym a południowym wierzchołkiem. Zaglądam na chwilę na przełęcz (wiem, że jeszcze tu wrócę, gdy będę szukał Tomkowej Jaskini), a później wracam na zaznaczoną na powyższym zdjęciu drogę i kontynuuję podejście w stronę szczytu. Finalne podejście na główny wierzchołek Niżnich Rysów. Wspinam się ostrożnie po coraz większych kamieniach i po chwili, jako pierwszy z naszej niedawno uformowanej trójki, wchodzę na szczyt. Niżnie Rysy zdobyte! Widok jest przepiękny. Pierwszym, co rzuca się w oczy jest tłum, a właściwie dwa tłumy na dwóch wierzchołkach Rysów. Myślę, że spokojnie może tam być nawet 50 osób. Dla odmiany, tutaj, na sąsiednim szczycie, jest nas tylko troje. Oprócz Rysów, świetnie widać też Mięguszowieckie Szczyty, Orlą Perć, Tatry Bielskie oraz spory kawałek słowackiej części Tatr Wysokich. Pogodę wciąż mamy doskonałą, więc absolutnie nic nie przesłania nam tych fantastycznych krajobrazów. Widok w kierunku dwóch wierzchołków Rysów. Za nimi Wysoka (ta wyższa) oraz nieco dalej Ciężki Szczyt. Widok w kierunku Mięguszowieckich Szczytów. Kolejno od prawej: Wielki (ten ze stromym filarem), Pośredni oraz Czarny. W lewej części zdjęcia, w oddali dobrze widać zakrzywiony szczyt Krywania. Widok w stronę Orlej Perci (długa grań na dalekim planie w środkowej części zdjęcia). Tatry Bielskie (w oddali po lewej) oraz słowacka część Tatr Wysokich. W prawej części zdjęcia górują Lodowy Szczyt i Łomnica. Chyba najbardziej efektowny krajobraz, który można zobaczyć z Niżnich Rysów. Od lewej: najwyższy w Tatrach Gerlach, później ścięty szczyt Ganku z postrzępioną granią prowadzącą aż do Kończystej, a na końcu, w prawej części fotografii, Wysoka i Ciężki Szczyt. Na środku zdjęcia widać też Galerię Gankowa wraz z 300-metrową ścianą opadającą ku Dolinie Ciężkiej. Tomkowa Jaskinia Na szczycie spędzam jakieś 40 minut. Jest naprawdę fajnie, ale czas ruszyć dalej i odwiedzić kolejny punkt na dzisiejszej trasie. Opuszczam więc wierzchołek i zaczynam zejście z powrotem w stronę przełęczy. Przekładowa trasa zejścia na przełączkę pomiędzy głównym a południowym wierzchołkiem Niżnich Rysów. Mija parę minut i docieram na dół. A właściwie docieramy, bo chłopak ze spotkanej po drodze pary zdecydował się iść ze mną. Zadnia Przełączka w Niżnich Rysach – miejsce, skąd schodzi się do Tomkowej Jaskini. W tle dobrze widoczny Gerlach. Podchodzę do krawędzi i zaglądam na wschodnia stronę. Jest nieco stromiej, ale spokojne dałoby się zejść. Tylko gdzie? Wiem, że jaskinia znajduje się poniżej przełęczy, po prawej stronie po zejściu na „pierwsze trawki”. Tylko, że tu takich trawek jest wszędzie pełno i kompletnie nie wiem, o które może chodzić. No trudno, czasu mam sporo, więc pozostaje mi po prostu zejść i sprawdzić. Najwyżej nic nie znajdę i wrócę na przełęcz. Spojrzenie na wschodnią stronę z Zadniej Przełączki w Niżnich Rysach. Z opisów kojarzę, że należy schodzić żlebem. No więc pakuję się w żleb i wytracam kilka metrów. Później jednak robi się stromiej – nic ekstremalnego, ale zauważam po lewej stronie łatwiejszą drogę. Wykonuję więc lekko eksponowany, kilkumetrowy trawers po paru dużych głazach, a następnie już nietrudnym wariantem schodzę na coś z stylu trawiastej półki. W międzyczasie, mój nowo poznany kolega rezygnuje. Droga wydaje mu się niepewna, a na szczycie zostawił swoją partnerkę. Żegnamy się więc, a ja kontynuuję poszukiwania samodzielnie. Choć tak na dobrą sprawę, to nie ma już co kontynuować. Rozglądam się i niedaleko po swojej prawej stronie zauważam wejście do jaskini. Próbuję wołać tamtego chłopaka, ale nikt nie odpowiada. Chyba zdążył już odejść kawałek. Dojście do Tomkowej Jaskini. Zdjęcie zrobione w końcówki zejścia żlebem / ścianką pod przełęczą między wierzchołkami. Widoczne wejście do jaskini. Końcówka dojścia do Tomkowej Jaskini to nieznacznie eksponowany trawers po trawiasto – kamiennym podłożu. Nietrudny, ale trzeba być czujnym, żeby się nie poślizgnąć. Sama jaskinia okazuje się dość mała. Składa się z jednej komory z płaskim dnem, gdzie w razie potrzeby, dość komfortowo biwakować może kilka osób. Z tego co wiem, jest ona dość często używana przez amatorów górskiego spania i efektownych wschodów słońca. Czuję się jednak lekko rozczarowany. Jaskinia jest brudna i zaśmiecona. Przy ścianie wisi duża, niebieska płachta, na podłodze leży podarta karimata, obok której walają się resztki potarganej folii NRC. Do tego, przy wejściu znalazłem jakieś plastikowe pudełka i sztućce. Nieładnie, trochę wstyd za takich „taterników”, który nie potrafią po sobie nawet podartej folii pozbierać. Ok, dość marudzenia, pora na pozytywy. Bo te oczywiście są, głównie w postaci równie fajnych widoków, co ze szczytu. Myślę, że oglądanie stąd wschodu słońca musi naprawdę robić ogromne wrażenie. Widoki z Tomkowej Jaskini. Od prawej, dwa charakterystyczne szczyty to Ganek i Gerlach, a bardziej na środku, w oddali można dostrzec ostre wierzchołki Staroleśnego Szczytu. W dole widać również Zmarzły Staw pod Wysoką. Wnętrze tej niewielkiej jaskini (ujęcie bez większości znalezionych tu śmieci). Po zajrzeniu w każdy kąt i nacieszeniu się widokami, postanawiam wracać na przełęcz. Najpierw wąską ścieżką idę parę metrów na północ, wzdłuż opadającej ku wschodowi ściany, a potem staję pod nią i zastanawiam nad optymalnym wariantem wejścia. W sumie jest ich wiele, więc nie ma co dokładnie opisywać jedynego słusznego. Ja decyduję się wracać tak, jak tu schodziłem. A więc najpierw po prawej stronie ściany, później ten kilkumetrowy, lekko eksponowany trawers w lewo i już łatwo do góry, aż na samą przełęcz. Jeśli ktoś jednak nie chciałby robić tego trawersu, można też nie wracać na przełęcz, tylko skręcić w prawo i dość prostą ścieżką wejść na grań prowadzącą ku głównemu wierzchołkowi. Powrót spod Tomkowej Jaskimi w stronę Zadniej Przełączki w Niżnich Rysach. Przykładowe drogi wejścia na przełęcz. Ściana na około 10 metrów wysokości i choć na zdjęciach może wyglądać trudno, w rzeczywistości, nie powinna nikomu sprawić problemów. Co jednak nie zmienia faktu, że trzeba sobie pomagać rękami i jest to najambitniejsze wspinanie dzisiejszego dnia. Zejście do Buli pod Rysami Po chwili stoję już na przełączce. Pora na drogę w dół. Z jednej strony bardzo oczywistą, bo muszę po prostu dojść do Buli, ale z drugiej – kompletnie nie mam pojęcia jaki wariant wybrać. Niby szedłem tędy jakąś godzinę czy dwie temu, ale ten cały żwir wygląda niemal jednolicie. No nic, trzeba jakoś iść. Powoli i bardzo ostrożnie, bo tu niemal wszystko może uciec spod buda i spowodować nieprzyjemną wywrotkę. Od czasu do czasu natrafiam na jakiś kopczyk albo fragment wydeptanej ścieżki. Zaraz potem ślady jednak giną i znów nie wiem, czy idę poprawnie. Chyba tu jednak nie ma rozróżnienia na poprawnie i niepoprawnie. Muszę po prostu wytracać wysokość. Orientacyjny przebieg zejścia z Niżnich Rysów. Tu już nieco niżej, choć w równie nieprzyjemnym terenie. Bula pod Rysami coraz bliżej. W dolnej części zdjęcia można zauważyć fragment jakiejś wydeptanej ścieżki. Dość szybko dociera do mnie, że schodzę nieco inną trasą, niż szedłem do góry. Teraz jestem trochę bliżej grzędy, bardziej na południe od wcześniej wybranej drogi. Czy to problem? Absolutnie nie – tak jak pisałem, jest tu niemal pełna dowolność zejścia. Choć napotykane od czasu do czasu kopczyki sugerują, że ten wariant wybrało w przeszłości co najmniej kilka osób (tyle, że przy wchodzeniu też zdarzało mi się trafiać na kamienne kopce i fragmenty ścieżek). Końcowy odcinek zejścia. Okazuje się, że do czerwonego szlaku docieram w zupełnie innym miejscu, niż z niego zszedłem. Teraz jestem nieco powyżej wspominanych już parę razy pierwszych łańcuchów. Czy ten wariant jest lepszy? Ciężko powiedzieć, choć wydaje mi się, że w tej wersji fragment bezpośrednio przy zejściu ze szlaku jest nieco mniej kruchy. Więc może lepiej faktycznie przejść te łańcuchy i dopiero później skręcić w stronę Niżnich Rysów. Znakowanym szlakiem schodzę jeszcze chwilę, później omijam żelastwo od prawej strony (bo jak można z niego bezpiecznie nie korzystać, to mam z zwyczaju tak robić) i ruszam dalej w stronę Buli. Tam urządzam sobie chwilę zasłużonej przerwy. Pierwszy odcinek łańcuchów na szlaku na Rysy. Bula pod Rysami z widokiem na Morskie Oko i Czarny Staw. Powrót do Palenicy Choć mogłoby się wydawać, że najgorsze mam już za sobą, niestety jest to dalekie od prawdy. Zejście do Czarnego Stawu jest równie strome i nierzadko także dość kruche, więc nadal zalecana jest spora dawka ostrożności. Zaletą są natomiast bardzo ładne widoczki na dwa słynne tatrzańskie jeziora: Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami. Mimo wzmożonej uwagi, i tak zaliczam drobną wywrotkę. Na szczęście, do ziemi nie było daleko, więc poza brudną od mokrego piachu ręką, zupełnie nic się nie stało. Wracam na nogi i kontynuuję mozolną drogę w dół. Zejście z widokiem na Czarny Staw po Rysami. W oddali widać również kawałek Morskiego Oka. Gdy kończę zejście jest około 14:30. Wciąż mijam jednak zmierzające ku Rysom osoby! I tu kompletnie nie dziwi mnie, że akurat większość z tych osób wygląda na totalnie nieprzygotowane na ten rodzaj szlaku. Adidasy, jeansy, bluza z kapturem i niewielki plecak wyglądający na prawie pusty. Cóż, mam nadzieję, że mają chociaż latarki, bo jeśli faktycznie dojdą na szczyt, to większość drogi powrotnej będą robić już sporo po zachodzie słońca. Ja tymczasem docieram nad brzeg Czarnego Stawu. Z ulgą witam płaski, w miarę równy chodnik, którym obchodzę staw od prawej strony. Powrót wzdłuż brzegu Czarnego Stawu. Na drugim brzegu trafiam na tłumek, który to właśnie w tym miejscu zakończył podejście i relaksuje się nad wodą. Niestety, są również schodzący, którzy kompletnie nie respektują reguły poruszania się prawą stroną ścieżki i nieco utrudniają mi zejście do Morskiego Oka. Ostatecznie, po kolejnym trochę bardziej wymagającym zejściu, docieram i do tego jeziora. Pora na powrót do schroniska. Tym razem, wybieram jednak ścieżkę po zachodniej stronie. Schronisko nad Morskim Okiem widziane z przeciwnego brzegu jeziora. Szlak wokół Morskiego Oka – wariant po zachodniej stronie. Ścieżka okazuje się dość podobna do tej, którą szedłem rano. Jej największą atrakcją wydaje się być wodospad Dwoista Siklawa, zlokalizowany mniej więcej w jednej trzeciej trasy. Wodospad Dwoista Siklawa przy szlaku wokół Morskiego Oka. Po dojściu do schroniska, przeciskam się przez zgromadzony przed budynkiem i w jego wnętrzu tłum, by jakoś dostać na pierwsze piętro i wykreślić swój wpis z książki wyjść taternickich. Później opuszczam to niezbyt przyjemne miejsce i ruszam w niemal półtoragodzinną, jeszcze mniej przyjemną drogę powrotną po asfalcie do Palenicy. Eh, zachciało się bawić w rejonie Morskiego Oka, to teraz trzeba swoje odcierpieć. Na parking docieram około 16:50, a więc po niecałych 9 godzinach od startu. Wsiadam do podstawionego busika, który po chwili rusza i zawozi mnie na dworzec w Zakopanem. Tam szybka przesiadka na autobus do Krakowa, kolejnych kilka godzin nudy, później jeszcze dojście z przystanku i ostatecznie, parę minut przed 20-stą melduję się z powrotem w mieszkaniu. Niżnie Rysy – podsumowanie Chyba nie sposób opisać tej wycieczki inaczej, niż jako pełen sukces. Udało mi się zarówno zdobyć Niżnie Rysy, jak i odwiedzić Tomkową Jaskinię. A to wszystko bez pobłądzeń, bez zajechania ogranizmu i przy doskonałej pogodzie. Chciałoby się, żeby wszystkie tatrzańskie wypady były równie udane! Czy Niżnie Rysy czymś mnie zaskoczyły? Chyba niezbyt, bo zgodnie z zaczerpniętymi wcześniej informacjami, trasa okazała się łatwa orientacyjnie i bez technicznych trudności, choć faktycznie – bardzo krucha. Być może nawet bardziej niż podejście na Hińczową Przełęcz podczas wyjazdu na Cubrynę. Dostałem więc dokładnie to, na co się nastawiłem. Myślałem za to, że będę miał więcej problemów ze znalezieniem Tomkowej Jaskini. A tymczasem, całe poszukiwania ograniczyły się do krótkiego zejścia z przełęczy, skrętu w prawo i przejścia jeszcze paru metrów. Jeśli więc ktoś myśli o rozpoczęciu swojej przygody z pozaszlakowymi wędrówkami, to Niżnie Rysy mogą być całkiem niezłym kandydatem na jedną z pierwszych takich wycieczek. A co dalej z moimi Tatrami? Jest już niemal połowa września, więc niestety, lada chwila na tych najwyższych szczytach może pojawić się śnieg. Mam jednak nadzieję, że dobra pogoda jeszcze wróci i da okazję do kolejnej wycieczki. Kto wie, może i tym razem gdzieś poza szlak. O zimowej wersji tej trasy przeczytasz tutaj: Niżnie Rysy zimą. KolorCzas przejściaTrudnośćKolor:Czas przejścia: 4 na najwyższy szczyt Polski (2499 m Pokonanie drogi z Palenicy Białczańskiej na Rysy i z powrotem zajmuje ok. 12 godzin, zatem zaleca się wczesne wyjście lub nocleg w schronisku nad Morskim Okiem. Podejście wymaga dobrej kondycji i obycia z górami. Na znacznym odcinku szlak ubezpieczony jest zaczynamy w Palenicy Białczańskiej, skąd asfaltową drogą docieramy do schroniska nad Morskim Okiem w ok. 2 godziny (które doliczamy do podanego powyżej czasu trasy). Bardzo dobrym rozwiązaniem jest nocleg w schronisku, pozwalający na zaoszczędzenie czasu i sił przed długą wędrówką. Kolejny etap to dojście nad Czarny Staw pod Rysami. Czerwony szlak turystyczny biegnie dookoła Morskiego Oka, zatem jezioro obejść możemy z jednej lub z drugiej strony (czas przejścia podobny). W jego południowo-wschodniej części szlak wznosi się w górę, prowadząc do kotła Czarnego Stawu. Spływająca z niego malowniczymi kaskadami woda tworzy wodospad zwany Czarnostawiańską Siklawą. Podczas podejścia mamy go po lewej stronie. Trasa wiedzie dużymi kamiennymi stopniami i nie przysparza szczególnych około 45 minutach wędrówki od schroniska nad Morskim Okiem osiągamy brzeg Czarnego Stawu pod Rysami. Uwagę przykuwa stojący nad nim żelazny krzyż, postawiony w 1836 r. z inicjatywy ówczesnego proboszcza z Poronina. Malowniczo położony Czarny Staw to dobre miejsce na odpoczynek przed dalszą wycieczką na Rysy lub Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem (szlak zielony). Duże wrażenie robi otoczenie jeziora – piękna ściana Kazalnicy, potężne Mięguszowieckie Szczyty, wreszcie otoczenie samych Rysów. Dobrze widoczna jest także dalsza trasa naszej rozpoczyna się po przeciwległej stronie jeziora, które obchodzimy wzdłuż lewego brzegu. Idziemy po wygodnych kamiennych stopniach, tworzących liczne zakosy. Po około 30 minutach dochodzimy do charakterystycznego wielkiego głazu, zwanego przez niektórych „kamieniem króla lwa”. Pięknie prezentują się stąd Czarny Staw pod Rysami i położone niżej Morskie Oko. Na dłuższy odpoczynek lepsza będzie jednak oddalona o kilkanaście minut Bula pod Rysami (2054 m Ma postać rozległego, piarżysto-trawiastego tarasu. Warto nabrać tu nieco sił, przed nami bowiem godzinne podejście pośród prowadzi wzdłuż charakterystycznej „rysy” opadającej spod wierzchołka. Pod względem technicznym wspinaczka nie jest trudna, jednak warto zachować wzmożoną ostrożność z kilku powodów. Pierwszy to możliwie śliskie podłoże – północna ekspozycja zbocza sprawia, że skały po deszczu wysychają wolniej, a miejscami przez cały rok zalegać mogą płaty śniegu. Kolejną kwestią jest duży ruch na szlaku, zwłaszcza w sezonie letnim. Mniej uważni turyści strącać mogą kamienie, powodując zagrożenie dla osób przebywających pnąc się w górę dochodzimy wreszcie na grań. Przed nami najtrudniejsze miejsce na całej trasie – wąska półka skalna. Po obu stronach mamy kilkusetmetrową przepaść. Przy zachowaniu ostrożności chwytamy się łańcucha pokonując kilkumetrowy odcinek. Stąd już tylko kilka minut końcowego podejścia dzieli nas od polskiego wierzchołka Rysów. Trudy wędrówki w pełni wynagradza rozległa panorama, obejmująca niemal całe Tatry, okoliczne pasma górskie, a przy dobrej pogodzie nawet Kraków. Z Rysów można zejść łatwiejszym szlakiem na stronę słowacką lub wrócić tą samą szlaku:Powrót do listy szlaków Hop na Rysy z Palenicy przez MokoAutor: BetiKaOpracowano: 2012-09-30 21:26:11 Trasa: Palenica Białczańska Wodogrzmoty Mickiewicza Schronisko PTTK nad Morskim Okiem Czarny Staw nad Morskim Okiem Rysy Czarny Staw nad Morskim Okiem Schronisko PTTK nad Morskim Okiem Miało być pięknie: duża grupa z możliwością podziału na "podgrupy"; panowie mieli pójść na Rysy (ambicjonalnie) a panie mogłyby się spokojnie poopalać np. pod Sarnią Skałą... mogłyby... Piotr nie przyjechał, na placu boju został się Michał - no i to marzenie aby wejść na Rysy. Podczas analizy wejścia od strony polskiej i słowackiej zdecydowaliśmy na spróbowanie podejścia od Czarnego Stawu pod Rysami - 'przecież to tylko 3,5 h'. Taaak. Biorąc pod uwagę długość dnia we wrześniu - tylko 12 h - i moją dość marną kondycję poniedziałkową przy podejściu do Moka zdecydowałam się na wzięcie udziału w tej karkołomnej wycieczce pod warunkiem przygotowania się dzień wcześniej w saunie w Aquaparku i wystartowania z Palenicy przed szóstą rano. Wszystko zgodnie z planem: basenu dzień wcześniej nie było a z Palenicy wyruszyliśmy o 6:30. Ale miałam zapewnienie, że na moje magiczne hasło: Michał, k... już dalej nie mogę, schodzimy - zejdziemy razem bez żadnych brawurowych zachowań typu "to zaczekaj, ja pójdę sobie sam na szczyt a Ciebie zabiorę, jak będę schodził" ;-) Mieliśmy dużo szczęścia do pogody - było bezdeszczowo, słońce nie operowało zbyt złośliwie, temperatura idealna na spacer, zachmurzenie umiarkowane i ruch turystyczny także. Słowem - właściwy timing. Kondycja i humor poprawiły się po pojawieniu się o ósmej pod schroniskiem. Czarny Staw pod Rysami - tak trudno osiągalny dwa dni wcześniej - teraz był już po pół godzinie. Tylko obawa przed porywaniem się na ten szczyt coraz bardziej rosła. Chwila namysłu przy Stawie i pozostało już tylko te "3,5h" na górę. Absolutny spokój i skupienie, odpoczynek w momencie, gdy organizm tego potrzebował. Aż do spotkania dwójki turystów - panów, z wyglądu których nie spodziewałam się, że odpuszczą. Zeszli z 2000 m. Było za ciężko. Poczułam, że jest ok bo ludzie tu nie będą się głupio zachowywać pędząc na łeb na szyję nie myśląc o racjonalnym rozłożeniu sił. Łańcuchy przy podchodzeniu na górę częściowo ułatwiają wędrówkę - bardziej przydają się schodzącym. Podejście nie jest trudne przy ładnej pogodzie, szczególnie, gdy wcześniej nie padało. Polecam tylko założenie rękawiczek bez palców - przynajmniej ja lepiej czuję skałę opuszkami ;-) Na szczycie istna wieża Babel - Polacy, Słowacy, Anglicy, Niemcy, Węgrzy - i każdy chce mieć to zdjęcie przy słupku. Jedno aparatem (samotny zdobywca), drugie komórką (dla znajomych aby od razu wiedzieli), trzecie z towarzyszem/ami wędrówki. Pstryk, pstryk, pstryk następny proszę! Najbliższa półka skalna oferująca trochę miejsca na wypicie herbaty i zjedzenie czegokolwiek jest ok 150 m niżej. Wierzcie mi, napar kokeichy wypity na wysokości ok. 2300 zyskuje inny wymiar :-) Czyste powietrze, przejrzysty widok na otaczające szczyty, nikła tafla stawów w dole, echo odbijające się od skał - to wszystko sprawia, że chcesz pozostać jeńcem tej chwili. To, co na dole zajmuje twoje myśli okazuje się tak szalenie nieistotne. Spore problemy okazują się być mikroskopijne, jesteś tu i teraz. Niebezpieczeństwem jest właśnie to uzależniające uczucie osadzenia we właściwej chwili, znalezienia swojego 'magicznego miejsca'. Uczucie niebiezpieczne, gdyż nie chcesz zejść na dół ;-) Zejście dla niektórych bywa zazwyczaj trudniejsze, bo kolana, bo zmęczenie. Ale nie na odcinku z łańcuchami czyli do 1800-1700. Akurat teraz łańcuchy ułatwiają już zejście znacznie je urozmaicając ;-) Istotnym problemem są turyści idący na górę o godzinie czternastej (zakładam, że będą schodzić do Moka a nie spać w Chacie po słowackiej stronie). Turyści się spieszą bo zaspali rano albo musieli zjeść śniadanie. Nie mają zamiaru przepuścić osoby, która schodzi. Tutaj ograniczę się tylko do wtrącenia, że jako osoba niezwykle opanowana niemalże musiałam ostro strofować podchodzących pod górę używając szantażu, że ich po prostu nie przepuszczę jeżeli mi się uczepią tego samego łańcucha na którym aktualnie wiszę. Mój kryzys nadszedł po zejściu z ostatniego łańcucha i rozpoczęciu najłatwiejszego odcinka - tylko skalne stopnie do Stawu pod Rysami, który się pięknie przybliża. Dziś wiem, że wtedy odeszły mi nerwy, odpuściła adrenalinka i do mózgu dotarł sygnał o zmęczeniu. W efekcie mojego powolnego tuptania, które nazywam czołganiem ;-) obiad w schronisku jedliśmy koło 17:00 Podsumowując: 9,5 h, +dużo szczęścia do pogody, +absolutne skupienie na trasie, -podchodzący, ignoranccy, popołudniowi zdobywcy. Szczęście nam dopisało, wyrobiliśmy się w czasie. Pogoda sprzyjała. Chętnie zrobię tę trasę w przyszłym roku w czerwcu gdy dzień będzie dłuższy. Absolutnie odradzam po i w deszczu. To nie ViaFerrata. Głazy miejscami są bardzo duże (wysokie) a półki skalne niezbyt szerokie. Echo pięknie się odbija od skał, równie ładnie możemy i my. Trasa wymagająca skupienia i rozwagi. Rysy to wyniosły szczyt tatrzański, usytuowany w punkcie zwornikowym głównej grani Tatr. Od zachodu podochodzi do niego grań biegnąca od przełęczy Liliowe przez Świnicę, Szpiglasowy Wierch, Mięguszowieckie Szczyty i Wołowy Grzbiet. Natomiast w kierunku południowo — wschodnim biegnie długa grań głównego grzbietu do Wysokiej, gdzie zmienia kierunek i prowadzi do Ganku i następnie ku Zadniemu o RysachOd Rysów będących szczytem zwornikowym ku północy biegnie jeszcze trzecia grań, w której znajdują się Niżnie Rysy oraz Żabie Szczyty, przez które przebiega granica między Polską a są trójwierzchołkowym rozległym masywem, z czego najniższy ma 2473 m a najwyższy wierzchołek środkowy ma 2503 m i leży całkowicie po Słowackiej znanym wierzchołek o wysokości 2499 m, wznoszący się na granicy polsko — słowackiej, jest najwyższym szczytem Polski. Co ciekawe żaden z wierzchołków nie doczekał się odrębnej nazwy, co w przypadku tak znacznego szczytu jest ewenementem. Obszerny masyw Rysów wznosi się pomiędzy trzema dolinami: Rybiego Potoku, Ciężką i Żabich strony Morskiego Oka Rysy przedstawiają się dość niepozornie, ponieważ są zasunięte za Niżnie Rysy które, chociaż niższe wyglądają na korzystnemu położeniu i wysokości szczytu widok z kulminacji Rysów uznawany jest za jeden z najpiękniejszych. Można stąd oglądać jedną z najrozleglejszych tatrzańskich panoram szczytowych. Widać stąd większość ważniejszych wierzchołków Tatr, mnóstwo dolin oraz kilkanaście stawów. Szczególnie imponująco prezentuje się widok na wschód. Na pierwszym planie maluje się Wysoka i Ciężki Szczyt, na lewo najwyższy szczyt całych Tatr — Gerlach, a na jego tle Ganek z wyraźną galerią Gankową. Po polskiej stronę panorama obejmuje całe Tatry, Podhale, Beskidy i Rysy przebiega czerwono znakowany szlak, łączący Toporową Cyrhle z Doliną Mięguszowiecką przez Dolinę Rybiego Potoku. Wierzchołek przeważnie zdobywa się, rozpoczynają wycieczkę od Morskiego odwiedzany szczyt jest najwyżej położonym punktem w całych Tatrach, dostępnym znakowanym szlakiem turystycznym. Do ciekawostek należy również fakt, że przejście to jest najwyżej położonym przejściem granicznym w całych szlakiem wymaga użycia rąk przy pomocy ubezpieczeń — łańcuchów i klamer. Przy podchodzeniu pomocne moze być zestaw do autoasekuracji czyli uprząż oraz lonże z karabinkami, takie jak tutaj...Wyjście tędy należy do poważniejszych wycieczek i powinna być podejmowana tylko przez osoby posiadające pewne doświadczenie górskie i umiejętność we wspinaniu się po skałach. Droga nie jest trudniejsza niż na Zawrat, ale zdarzają się tam częste wypadki. W warunkach zimowych, które w tym miejscu mogą utrzymywać się nawet do końca czerwca, należy posiadać odpowiedni sprzęt i umiejętność jego wycieczka na Rysy bez umiejętności i doświadczenia w poruszaniu się po śniegu i lodzie, używania czekana i raków oraz wiedzy na temat zagrożeń górskich nie powinna być historiiPierwsze znane wejście 30 lipca 1840 należało do Ede Blásy wraz z przewodnikiem ze Stwoły, natomiast pierwszego zimowego wejście dokonał Theodor Wundt i przewodnik Jakob Horvay w 1884 r. znad Popradzkiego szczyt wszedł Stefan Żeromski a w 1899 r. razem z mężem Maria Skłodowska — Cure. W latach 1913-1914 Rysy zdobył Włodzimierz Uljanow znany jako Lenin. Na cześć tego wyjścia na wierzchołku znajdowała się tablica upamiętniająca właśnie Lenina, była ona wielokrotnie niszczona przez polskich taterników. W czasach komunizmu władze czechosłowackie dla uczczenia wodza rewolucji organizowały masowe wejścia zw. „międzynarodowymi wejściami młodzieży na Rysy”.Skąd wzieła się nazwa RysyNazwa Rysów wbrew temu, co się często podaje, nie wywodzi się ani od długiej ukośnej „rysy” biegnącej wzdłuż grzędy, ani również od rysia. Rodowód nazwy sięga czasów, gdy Tatry były dopiero odkrywane przez pasterzy i turytów, a spora część Tatr była nienazwana. Rysy nazywano niegdyś razem Niżnie Rysy, Wyżni Żabi Szczyt i Żabiego Mnicha, liczne żleby przecinające zbocza i ściany w rejonie Morskiego Oka nazywano wtenczas rysami. Dopiero z czasem nazwa Rysy została przeniesiona na obecny szczyt, prawdopodobnie z powodu wyróżniającego ich masyw wielkiego żlebu, nazywanego „rysą”.Rysy są wyjątkowe ze względu na wartości botaniczne w pasie 2483-2503 m znaleziono tutaj aż 63 gatunki roślin na Rysy od Polskiej stronyOd schroniska 5 km, różnica wniesień wynosi 1100 m, czas to 3,5 h w górę, 3 h z na najwyższy szczyt Polski najlepiej zaplanować z noclegiem w schronisku obok Morskiego Oka i stąd ruszyć w godzinach porannych, możliwie jak budynku schroniska schodzimy w dół nad Morskie Oko, następnie z lewej strony jeziora idziemy ścieżką prowadzącą u stóp stromych zboczy Żabiego Szczytu Niżniego górującego 700 m wyżej. Dochodzimy do miejsca, w którym szlak zaczyna piąć się na 190-metrowy próg Czarnego Stawu Pod progu znajduje się żelazny krzyż z 1832 r., upamiętnia wizytę nad Morskim Okiem biskupa tarnowskiego Zieglera (na początku krzyż stał nad Morskim Okiem). Krzyż z tatrzańskiego żelaza wystawił proboszcz Staw Pod Rysami jest typowym jeziorem polodowcowym. Jego otoczenie ciemne i ponure pogłębia ciemna barwa jeziora, będąca wynikiem porośnięcia skał w wodzie przez sinice. Staw ma ponad 20 ha powierzchni i 76 m głębokości co daje mu drugie miejsce pod tym względem ze wszystkich jezior w Czarnego Stawu na RysySzlak na Rysy biegnie z lewej (wschodniej) strony Czarnego Stawu, po jego przeciwnej stronie popularna wśród taterników 500-metrowa ściana Kazalnicy obejściu stawu szlak biegnie pod górę, coraz stromiej, przekraczając nachylenie 30 stopni, urwistymi upłazkami wspina się Długim Piargiem. Następnie wśród rumowisk ku wschodowi wchodzimy do Piarżystego Kotła pod Rysami. Stromizna staje się większa, pokonujemy stromo nachylone płyty niekiedy pod kątem 40 stopni. Za sprawą okolicznych szczytów słońce tu nie dociera, możemy w tym miejscu spodziewać się częstych oblodzeń, przy wspinaczce pomocne będą sztuczne ułatwienia. Po remoncie przeprowadzonym we wrześniu 1994 r. na szlaku na Rysy zamontowano łańcuchy o łącznej długości 360 m oraz wykuto 70 stopni w skale. Wspinamy się trudnym, eksponowanymi popodcinanymi urwiskami płytami i żlebami w otoczeniu 100-metrowych ścian od Żabiego Wyżniego poprzez Niżnie Rysy, Rysy aż do Wołowego północ od szlaku, równolegle do naszej trasy biegnie długi, skośny żleb wypełniony śniegiem tzw. „rysa”. Po pewnym czasie wchodzimy na grań, łączącą Rysy z Niżnimi Rysami. Dość trudnym siodełkiem przechodzimy ponad charakterystyczna „rysą”, docieramy na z góry na Morskie Oko i satysfakcja, że stamtąd wyszło się na wierzchołek, pokonując 1100 m przewyższenia, to przeżycie do zapamiętania na zawsze. Ponieważ szczyt jest bardzo popularny w sezonie, na wierzchołku możemy spodziewać się sporej ilości z Rysów na Słowacką stronęZejść z góry można na Słowację lub z powrotem drogą, którą wyszliśmy. W trakcie powrotu należy zachować szczególną ostrożność, ponieważ zejście jest o wiele trudniejsze od Rysów od strony słowackiej jest łatwiejsze. Prowadzi tamtędy znakowany szlak turystyczny swój początek mający przy Popradzkim Stawie. Biegnie obok Chaty pod Rysami, przez Przełęcz Wagę, a stamtąd bezpośrednio na szczyt. Na Rysach jest przejście graniczne ze Słowacją. Przekraczając je dobrze wiedzieć, że Tatry słowackie są zamknięte od 1 listopada do 15 Encyklopedia Tatrzańska” Zofia i Witold H. Paryscy„Tatry Polskie przewodnik” Józef Nyka Rysy to góra skazana na popularność. Szczyt wprawdzie niezbyt rzucający się w oczy, z Zakopanego niewidoczny wcale, a znad-morskoocznej perspektywy mylony niejednokrotnie z Niżnimi Rysami. Z innych, odleglejszych punktów mylony w ogóle z czym popadnie. Nieszczególnie też piękny. Pięknym bywa określany Kościelec, Lodowy Szczyt, za piękną uchodzi Wysoka. Jeszcze nie słyszałam natomiast, aby ktoś o Rysach powiedział, że są piękne. Cały ich czar tkwi więc zapewne w ich encyklopedyczności, w pewnym drobnym szczególe, takim mianowicie, że jeden z ich wierzchołków stanowi najwyżej położony punkt powierzchni naszego kraju. Wobec czego wszyscy wychodzimy ze szkolnych murów gotowi dać sobie uciąć dowolną z kończyn w obronie wiedzy, że Rysy mierzą 2499 metrów nad poziomem morza. I tylko brakowi popularyzacji maczet zawdzięczamy, że nikt nam z rozpędu tego i owego nie uciął. Rysy mierzą bowiem 2503 m 2499 m to wysokość jednego z wierzchołków. Tego, którym przebiega granica, owszem. Ale nie zmienia to faktu, że za wysokość szczytu, uznaje się wysokość najwyższego z jego wierzchołków. A nie któregoś tam z kolei. Ale to tak nota bene. Zmierzam do tego, że te Rysy takie sławne, że wszyscy na nie chcą wejść. Doskonale znam ten mechanizm... Tu mała retrospekcja i w pierś się uderzenie. Liceum, jedziem na wycieczkę do Zakopanego, sorka pełniąca wychowawstwo nad mą klasą trochę zarażona górami, ustalamy program pobytu. Jeden dzień chcemy przeznaczyć na typową górską wycieczkę, najchętniej - obejmującą zdobycie jakiegoś fajnego szczytu. Sorka mówi, że możemy na Giewont, wspomina też, że była niegdyś z uczniami na Świnicy, przy czym to drugie artykułuje trochę chyba zastanawiając się pomiędzy kolejnymi sylabami, czy oby na pewno powinna to mówić. Na to my rzucamy krótko i konkretnie: - A na Rysy da się wejść? - No... da się... - To my chcemy na Rysy! Także tego. Wzięła nas na Przysłop Miętusi. I dobrze zrobiła. No i jeszcze Korona Gór Polski. Wiele osób trafia na szlak na Rysy, bo to ostatnia górka, jaka im pozostała do zaliczenia KGP. Że w niczym charakterem nie przystająca do poprzednich - o tym nie zawsze wiedzą... Tymczasem pierwsze tatrzańskie wycieczki powinny być poprzedzone gruntownym przygotowaniem obejmującym przede wszystkim teoretyczne zaznajomienie się w trudnościami wybranego szlaku. Lektura przewodnika, przewertowanie mapy, w dobie internetyzacji wszystkiego - także przejrzenie opisów i wrażeń spisanych przez samych turystów, udostępnionych przez nich zdjęć, filmów. To powinna być podstawa. A dopiero na niej opierać się może racjonalna decyzja o wyjściu w góry. Szlak prowadzący na Rysy od strony polskiej, jest, obiektywnie rzecz ujmując, jednym z trudniejszych tatrzańskich szlaków. Wprawdzie przy dobrej pogodzie, nie powinien sprawić trudności względnie sprawnej osobie, o przynajmniej średniej kondycji, wprawdzie jakoś tam wchodzą tabuny zdobywców z przypadku i wprawdzie jakoś schodzą zwykle bez drobnych choć zadraśnięć, jednak istnieje cały szereg pewnych "ALE": 1. Szlak jest bardzo długi. Nie tylko licząc od Palenicy. Nawet ruszając od Morkiego Oka, decydujemy się na kilka godzin przebywania w górskim, stromym i trudnym terenie. Bez możliwości schronienia. Bez możliwości szybkiego wycofu. 2. Szlak przebiega stromym terenem. Utrata równowagi lub poślizgnięcie może skutkować wielosetmetrowym upadkiem, a ten poważnym poturbowaniem lub śmiercią. 3. Występuje ekspozycja. Chodzi mniej więcej o to samo, co powyżej: ekspozycja oznacza przepaście. Te jednak niosą za sobą nie tylko ryzyko opłakanego w skutkach wypadku, ale coś jeszcze - reakcję ludzkiej psychiki. Jeśli nigdy nie szliśmy eksponowanym szlakiem, nie możemy wiedzieć, jak zareaguje na takie atrakcje nasza głowa. A atak paniki (widziałam taki osobiście właśnie na drodze na Rysy) jest w górach bardzo niebezpieczny (nieskoordynowane i gwałtowne ruchy, niezdolność do podjęcia spokojnej decyzji, oczy przesłonięte mgłą łez...). Oczywiście gdzieś się trzeba z tą ekspozycją po raz pierwszy zmierzyć. Jasne. Ale, litości, nie na Rysach! Dlaczego? Wracamy do punktu pierwszego: bo to szlak długi. Bo tych eksponowanych i trudnych kawałków jest tam wiele dziesiątek, jeśli nie setek metrów. A co jeśli nasza łepetyna przestanie współpracować w połowie, bo nieprzyzwyczajona do takiego czadu, zwyczajnie się tym zmęczy...? I właściwie to tyle, ale z powyższego wynika niestety bardzo często jeszcze parę kolejnych implikacji, takich jak: problemy kondycyjne, nieodpowiednie wyposażenie, brak przygotowania do zmieniających się warunków pogodowych i nieumiejętna reakcja na nie... Ucząc się czegoś, popełniamy błędy. To oczywiste. Każdy, robiąc coś po raz pierwszy, ma prawo nie wiedzieć wszystkiego, pomylić się. Na łatwych szlakach za drobne pomyłki góry dają tylko prztyczka w nos. Zbieramy te prztyczki i już wiemy, co jest nam w czasie wędrówki niezbędne, a co trzeba wywalić z plecaka, bo dźwigamy niepotrzebnie. Wiemy, jak czas ze szlakowskazu ma się do naszego tempa chodzenia. Znamy reakcję naszego organizmu na długotrwałe zmęczenie i na przepaścistość terenu. Gdy idziemy w góry (albo w nowe, wyższe i trudniejsze niż dotychczas góry) po raz pierwszy - nie mamy o tym wszystkim bladego choćby pojęcia. Zdjęcia z polskiego szlaku na Rysy: Dolna część szlaku, tuż nad Czarnym Stawem. Przebieg szlaku ponad Bulą. Za tym wyraźnym wypłaszczeniem zaczyna się stromy, skalisty teren wyposażony w łańcuchy. Szlak wiedzie grzędą, czyli wypukłą formą terenu. Z bliska to wygląda na przykład tak... ...i tak... Końcówka szlaku, przejście przez Przełączkę. Łatwe, ale bardzo przepaściste miejsce. Widać już polski wierzchołek. Rysy z oddalenia. Polski szlak wiedzie grzędą po lewej stronie od Rysy (głębokiego żlebu na ukos przecinającego górę). Tymczasem na Słowacji... Tak prezentują się Rysy widziane z drugiej strony. Szlak - bardzo wyraźnie widoczny prowadzi turystów szerokim kamienistym terenem i to praktycznie pod same wierzchołki. Słowacki szlak na Rysy różni się od polskiej trasy właściwie wszystkim. To wciąż wymagająca kondycyjnie, długa wycieczka (ale tu schronisko mamy godzinę pod szczytem, zamiast godzin niemal czterech), jednak nieporównywalnie łatwiejsza. Przewyższenie rozkłada się tu trochę bardziej na długie podejście. W Polsce mamy delikatnie wznoszący się asfalt, potem kawalątek spaceru brzegiem stawu, a dalej już w zasadzie ostre napieranie do góry. U naszych sąsiadów wygląda to nieco łagodniej, wysokość zdobywa się bardziej niezauważalnie, przewędrowując długie doliny, a sam atak szczytowy od Chaty pod Rysami nie męczy już aż tak strasznie. Jedyne łańcuchy na trasie znajdują się jeszcze przed schroniskiem, pomagając w przejściu krótkiego odcinka, który może być lekko problematyczny zwłaszcza przy deszczu lub oblodzeniu. Dalej już są zupełnie, ale to zupełnie niepotrzebne. Niepotrzebne dlatego, że aż pod same wierzchołki dochodzimy czysto trekkingowo, na nóżkach, bez potrzeby używania rąk (to, co mamy na szlaku od strony północnej nazywa się scramblingiem). W ogóle Rysy od Słowackiej strony wyglądają jak zupełnie przyjazna, usypana z kamieni kopułka. Tamtejszy szlak z bliska też nie zaskakuje - ścieżka wiodąca szerokim kamiennym polem. Przepaści doszukać się można dopiero na szczycie. Trudności też brak. Nie namawiam bynajmniej do bagatelizowania tego szlaku. To wciąż Tatry, grawitacja działa nawet na łatwych ścieżkach i nie potrzeba głębokich otchłani, by się gdzieś stoczyć i zrobić sobie krzywdę. Warunki pogodowe mogą tu zaskoczyć, jak i wszędzie. A i brak odpowiedniego przygotowania, może boleśnie dać znać o sobie. Jednak, jeśli już czujemy, że musimy iść na te Rysy właśnie, i że nic innego nas nie zadowoli, gdy tymczasem nasze tatrzańskie portfolio świeci pustkami - wybór słowackiego szlaku będzie zdecydowanie rozsądniejszą opcją ;). W dole Chata pod Rysami i podejście na Przełęcz Waga. Stąd na szczyt już rzut beretem. Takim oto terenem... Zbliżamy się do wierzchołków: po lewej polski (2499), po prawej słowacki (2503). Nawet tuż pod wierzchołkami teren nie zaskakuje niczym, co mogłoby przestraszyć. No i... tadaaaam! Wyżej w Polsce się już nie da ;). (widok z wierzchołka PL na słowacki) Ciekawskich odsyłam do przykurzonej już relacji zawierającej me wrażenia z pierwszego przejścia polskiego szlaku (tam też parę zdjęć ze szczytu i kilka innych ujęć z drogi) - LINK TUTAJ. :)

szlak na rysy zdjęcia